Matko! Siedzę w jadalni z nowym i sprzątamy, bo Alfie i Jerom, zwiali i my musimy za nich sprzątać. To oni powinni być na naszym miejscu, a przynajmniej na moim, bo ja nic takiego nie zrobiłam, ale jak zawsze wszystko leci na mnie. Bo to ja jestem ta najgorsza.
Matko! Czemu ja mam takiego pecha i muszę właśnie sprzątać z tym debilem. On mnie tak wkurza! Nie wiem co Joy w nim widzi, no oprócz tych z nieładem ułożonych włosów i pięknych oczu. Stop! Patricia! Co ty gadasz?! Opanuj się! - Skarciłam się w myślach.
-Gaduło! ... Gaduło! - Krzyknął do mnie Eddie
-Czego Skunksie?!
-Może byś mi pomogła, a nie gapisz się tylko na mnie. Rozumiem, że powala cię to, że jestem taki przystojny, ale przystopuj kochanienka. - Powiedział.
-Że co?! Że niby co?! Wcale nie jesteś przystojny! I nigdy więcej na mnie nie mów kochanienka, ani Gaduła. Jasne?!
-Jak ja mam na ciebie nie mówić, "Gaduła" jak wciąż nadajesz, zamiast pomóc mi sprzątać?! - Powiedział.
-Oj! Już się ucisz! - Krzyknęłam i zaczęłam sprzątać ze stołu. Co on sobie myśli?! Że tak o, przyjeżdża do szkoły i będzie się tak rządził?! Co za palant! Jak ja go nieznoszę.
-Opowiedz coś o sobie. - Powiedział po chwili ciszy.
-Po co?!
-Wiesz, będziemy to sprzątać, około godziny, a nawet dłużej, więc mamy dużo czasu by się poznać. A ja nic o tobie nie wiem, zresztą jak o was wszystkich.
-A co chcesz wiedzieć?! - Zapytałam.
-Wszystko, co lubisz, jaka jesteś?! - Powiedział, trochę mnie to wszystko zdziwiło, nigdy nikt się mną nie interesował i nie pytał co lubię czy jaka jestem?!
-Jestem ... jestem ... - Nie wiedziałam za bardzo co powiedzieć.
-Inna?! - Zaproponował to słowo.
-Jestem inna, niż większość dziewczyn. Nienawidzę romansideł czy jakiś miłosnych bzdetów.
-No, proszę jak ja. Irytują mnie ludzie, którzy wciąż gadają o miłości. - Powiedział, a ja się zaśmiałam.
-Tak, a Filmy?! Matko! Kto na grywa takie idiotyczne romansidła?! Rozumiem jakiś dobry...
-Horror. - Dokończyliśmy razem moje zdanie i się zaśmialiśmy.
-Znasz się na filmach?! A co do muzyki?! - Zapytałam.
-Hmmm.... Trudny wybór, ale te lepsze zespoły to AC/DC. - Powiedział.
-Ale najlepszy to Sick Puppies. - Powiedziałam.
-No, proszę znamy się na muzyce. - uśmiechnął się zawadiacko
-No, a jak to klasyk.
-Kto tego nie słucha, - Zaczął.
-Ten nie żyje. - Dokończyłam.
Przez większość, czasu razem z Eddiem gadałam i się śmieliśmy z byle czego. Okazało się, że mamy dużo wspólnego, słuchamy tej samej muzyki, mamy ten sam gust, styl. I wiele innych rzeczy, chodź tak wiele nas łączy to i tak mnie strasznie irytuje. Dobrze mi się z nim gada i w ogóle, tak mnie wkurza, jak nie wiem co. Czasem jedzie z takimi tekstami, że po prostu nie mogę wytrzymać.
Gdy skończyliśmy sprzątać stół po naszej walce na żarcie, to rozeszliśmy się do naszych pokoi, od razu gdy weszłam to rzuciłam się na łóżko i zaczęłam myśleć, o pewnym blondynie. W sumie to on nie jest taki zły, fajnie się z nim gada i szybko mija czas, gdy spędzamy go ze sobą.
-Patricia! - Krzyknęła mi Joy do ucha.
-Co?! - Zapytałam.
-Teraz sprzątałaś z Eddiem co nie?! - Zapytała i usiadła na brzegu łóżka.
-No tak. I co?!
-Może wspominał coś o mnie?! - Zapytała, a ja nie wiedziałam co powiedzieć.
-Wiesz, nie.
-Ale będziecie mieli razem karę, może byś się wypytała jego co i jak. Co?! - Zapytała z nadzieją w oczach, a ja nie miałam serca by odmówić.
-No, spoko. Pogadam z nim.
-Oh Pat jesteś najlepsza! - wykrzyknęła Joy po czym zaczęła mnie dusić. Czytaj przytulać.
No proszę a jednak sobie Fabiana odpuściła... To się chłopak ucieszy.
~*~*~
Rano, gdy Joy mnie obudziła, to jak najszybciej, poleciałam do łazienki. Umyłam się, ubrałam, umalowałam, a dy byłam gotowa to wróciłam do pokoju. Wszystkie moje rzeczy wrzuciłam do szafki, a sama wzięłam torbę i pobiegłam na dół na śniadanie. Akurat już wszyscy byli, więc było tylko jedno wolne miejsce, pomiędzy Eddiem, a Marą. Więc, podeszłam tam i usiadłam.
-Siemka. - Powiedziałam.
-Hej. - Powiedział każdy.
-Siemka. - Powiedział Eddie i się do mnie uśmiechnął, a ja odwzajemniłam gest, a po chwili wzięłam gofra i polałam go bitą śmietaną i zaczęłam wcinać. Jednak po chwili przyszła Trudy i kazała nam iść do szkoły, bo mówiła, że zaraz się spóźnimy. Każdy zaczął wychodzić z jadalni, tylko jeszcze Eddie łapał naleśniki do ręki, gdy wszedł Victor.
-Panno Williamson, Panie Miller, państwo zostają. - Powiedział.
-Niech zgadnę kara?! - Spytałam
-Tak, jak widzicie mamy, za szkołą piękny ogród, ale nie mamy nikogo kto by się nim zajmował, więc aż do odwołania będziecie się o niego troszczyć. A więc, proszę się przebrać i iść zacząć pracować, a od jutra będziecie robić to po lekcjach. - Powiedział
-A nie uważasz Victorze, że nasza edukacja jest ważniejsza od tych twoich kwiatuszków?
-Nie pyskuj mi tu chłopcze tylko jazda do ogrodu! - warknął dozorca, a my posłusznie wyszliśmy z jadalni.
Dziesięć minut później byliśmy już gotowi (było by szybciej ale Eddie musiał poprawić włosy) więc Rodenmaar zaprowadził nas do ogrodu za głównym budynkiem kampusu. Gdy tam doszliśmy moje nozdrza zaatakował okropny zapach.
-Co to za cuchnące świństwo?? Alfie znów skarpetek nie uprał?? - zapytał Eddie przez zaciśnięty nos
-To się nazywa kompost. I macie mi nim posypać kwiatki. Zrozumiano? Mam nadzieję, a jak skończycie to Trudy przyda się pomoc przy obiedzie - i już miał zamiar odchodzić ale odwrócił się i dodał - I bez żadnej bójki, jasne??
-Tak jest - powiedzieliśmy równocześnie