środa, 29 października 2014

Rozdział 4

Patricia;
Matko! Siedzę w jadalni z nowym i sprzątamy, bo Alfie i Jerom, zwiali i my musimy za nich sprzątać. To oni powinni być na naszym miejscu, a przynajmniej na moim, bo ja nic takiego nie zrobiłam, ale jak zawsze wszystko leci na mnie. Bo to ja jestem ta najgorsza.
Matko! Czemu ja mam takiego pecha i muszę właśnie sprzątać z tym debilem. On mnie tak wkurza! Nie wiem co Joy w nim widzi, no oprócz tych z nieładem ułożonych włosów i pięknych oczu. Stop! Patricia! Co ty gadasz?! Opanuj się! - Skarciłam się w myślach.
-Gaduło! ... Gaduło! - Krzyknął do mnie Eddie
-Czego Skunksie?!
-Może byś mi pomogła, a nie gapisz się tylko na mnie. Rozumiem, że powala cię to, że jestem taki przystojny, ale przystopuj kochanienka. - Powiedział.
-Że co?! Że niby co?! Wcale nie jesteś przystojny! I nigdy więcej na mnie nie mów kochanienka, ani Gaduła. Jasne?!
-Jak ja mam na ciebie nie mówić, "Gaduła" jak wciąż nadajesz, zamiast pomóc mi sprzątać?! - Powiedział.
-Oj! Już się ucisz! - Krzyknęłam i zaczęłam sprzątać ze stołu. Co on sobie myśli?! Że tak o, przyjeżdża do szkoły i będzie się tak rządził?! Co za palant! Jak ja go nieznoszę.
-Opowiedz coś o sobie. - Powiedział po chwili ciszy.
-Po co?!
-Wiesz, będziemy to sprzątać, około godziny, a nawet dłużej, więc mamy dużo czasu by się poznać. A ja nic o tobie nie wiem, zresztą jak o was wszystkich.
-A co chcesz wiedzieć?! - Zapytałam.
-Wszystko, co lubisz, jaka jesteś?! - Powiedział, trochę mnie to wszystko zdziwiło, nigdy nikt się mną nie interesował i nie pytał co lubię czy jaka jestem?!
-Jestem ... jestem ... - Nie wiedziałam za bardzo co powiedzieć.
-Inna?! - Zaproponował to słowo.
-Jestem inna, niż większość dziewczyn. Nienawidzę romansideł czy jakiś miłosnych bzdetów.
-No, proszę jak ja. Irytują mnie ludzie, którzy wciąż gadają o miłości. - Powiedział, a ja się zaśmiałam.
-Tak, a Filmy?! Matko! Kto na grywa takie idiotyczne romansidła?! Rozumiem jakiś dobry...
-Horror. - Dokończyliśmy razem moje zdanie i się zaśmialiśmy.
-Znasz się na filmach?! A co do muzyki?! - Zapytałam.
-Hmmm.... Trudny wybór, ale te lepsze zespoły to AC/DC. - Powiedział.
-Ale najlepszy to Sick Puppies. - Powiedziałam.
-No, proszę znamy się na muzyce. - uśmiechnął się zawadiacko
-No, a jak to klasyk.
-Kto tego nie słucha, - Zaczął.
-Ten nie żyje. - Dokończyłam.

Przez większość, czasu razem z Eddiem gadałam i się śmieliśmy z byle czego. Okazało się, że mamy dużo wspólnego, słuchamy tej samej muzyki, mamy ten sam gust, styl. I wiele innych rzeczy, chodź tak wiele nas łączy to i tak mnie strasznie irytuje. Dobrze mi się z nim gada i w ogóle, tak mnie wkurza, jak nie wiem co. Czasem jedzie z takimi tekstami, że po prostu nie mogę wytrzymać.
Gdy skończyliśmy sprzątać stół po naszej walce na żarcie, to rozeszliśmy się do naszych pokoi, od razu gdy weszłam to rzuciłam się na łóżko i zaczęłam myśleć, o pewnym blondynie. W sumie to on nie jest taki zły, fajnie się z nim gada i szybko mija czas, gdy spędzamy go ze sobą.
-Patricia! - Krzyknęła mi Joy do ucha.
-Co?! - Zapytałam.
-Teraz sprzątałaś z Eddiem co nie?! - Zapytała i usiadła na brzegu łóżka.
-No tak. I co?!
-Może wspominał coś o mnie?! - Zapytała, a ja nie wiedziałam co powiedzieć.
-Wiesz, nie.
-Ale będziecie mieli razem karę, może byś się wypytała jego co i jak. Co?! - Zapytała z nadzieją w oczach, a ja nie miałam serca by odmówić.
-No, spoko. Pogadam z nim.
-Oh Pat jesteś najlepsza! - wykrzyknęła Joy po czym zaczęła mnie dusić. Czytaj przytulać.
No proszę a jednak sobie Fabiana odpuściła... To się chłopak ucieszy.

~*~*~

Rano, gdy Joy mnie obudziła, to jak najszybciej, poleciałam do łazienki. Umyłam się, ubrałam, umalowałam, a dy byłam gotowa to wróciłam do pokoju. Wszystkie moje rzeczy  wrzuciłam  do szafki, a sama wzięłam torbę i pobiegłam na dół na śniadanie. Akurat już wszyscy byli, więc było tylko jedno wolne miejsce, pomiędzy Eddiem, a Marą. Więc, podeszłam tam i usiadłam.
-Siemka. - Powiedziałam.
-Hej. - Powiedział każdy.
-Siemka. - Powiedział Eddie i się do mnie uśmiechnął, a ja odwzajemniłam gest, a po chwili wzięłam gofra i polałam go bitą śmietaną i zaczęłam wcinać. Jednak po chwili przyszła Trudy i kazała nam iść do szkoły, bo mówiła, że zaraz się spóźnimy. Każdy zaczął wychodzić z jadalni, tylko jeszcze Eddie łapał naleśniki do ręki, gdy wszedł Victor.
-Panno Williamson, Panie Miller, państwo zostają. - Powiedział.
-Niech zgadnę kara?! - Spytałam
-Tak,  jak widzicie mamy, za szkołą piękny ogród, ale nie mamy nikogo kto by się nim zajmował, więc aż do odwołania będziecie się o niego troszczyć. A więc, proszę się przebrać i iść zacząć pracować, a od jutra będziecie robić to po lekcjach. - Powiedział
-A nie uważasz Victorze, że nasza edukacja jest ważniejsza od tych twoich  kwiatuszków?
-Nie pyskuj mi tu chłopcze tylko jazda do ogrodu! - warknął dozorca, a my posłusznie wyszliśmy z jadalni.
Dziesięć minut później byliśmy już gotowi (było by szybciej ale Eddie musiał poprawić włosy) więc Rodenmaar zaprowadził nas do ogrodu za głównym budynkiem kampusu. Gdy tam doszliśmy moje nozdrza zaatakował okropny zapach.
-Co to za cuchnące świństwo?? Alfie znów skarpetek nie uprał?? - zapytał Eddie przez zaciśnięty nos
-To się nazywa kompost. I macie mi nim posypać kwiatki. Zrozumiano? Mam nadzieję, a jak skończycie to Trudy przyda się pomoc przy obiedzie - i już miał zamiar odchodzić ale odwrócił się i dodał - I bez żadnej bójki, jasne??
-Tak jest - powiedzieliśmy równocześnie

piątek, 17 października 2014

Rozdział 3

Eddie;
Joy, była taka miła i pomogła mi odnaleźć klasę, a także pokazała mi gdzie są poszczególne klasy, no i pokazała mi moją szafkę. Jest bardzo miła, przyjazna i taka zawsze wesoła, dziwię się, że człowiek, może być taki wesoły codziennie. No ale?! Razem z Joy poszedłem do klasy, gdzie miała odbyć się pierwsza lekcja - Chemia. Joy mówiła mi, że pan od Chemii jest spoko. I taką mam nadzieję, bo niech sobie facet nie myśli, że ja będę się starał na jego lekcjach. Gdy weszliśmy do sali, to zobaczyłem pięć okrągłych stołów, do których było po pięć-sześć krzeseł. Po prostu super?! I gdzie ja teraz usiądę, w normalnej klasie to bym usiadł w ostatniej ławce jak zawsze, a teraz?! Muszę obok kogoś usiąść. Joy od razu poleciała i usiadła koło Fabiana, no i niestety nie było u nich w stoliku więcej miejsc. Stałem przy wejściu i głupio się gapiłem na klasę, nagle Patricia do mnie podeszła, złapała za rękę i pociągnęła do swojego stolika. Gdy trzymała mnie za rękę to poczułem takie miłe dreszcze.
-Siadaj. - Powiedziała i siadła na swoje miejsce, a ja usiadłem koło niej.
-Dzięki. - Powiedziałem.
-Taa...! Jesteś Amerykaninem. - Bardziej stwierdziła, niż zapytała.
-No. - Wymruczałem.
-To zapamiętaj sobie, nigdy więcej, takich akcji, bo zaczną ciebie obgadywać. Jeśli chcesz przeżyć w tej szkole, to lepiej nie miewaj, więcej takich akcji, bo będą uważać ciebie za mięczaka.  - Powiedziała.
-Co za pocieszenie. - Powiedziałem z ironią. -Tylko wiesz, ja nie za bardzo mam z kim siedzieć.
-Na Chemii, możesz tu, a potem to raczej sobie poradzisz. - Powiedziała.
-Mam taką nadzieję. - Powiedziałem, chodź bardzo w to wątpiłem. Patricia, mówiła to wszystko z taką obojętnością, ciekawe w ogóle czemu mi pomagała?! Przecież, podobno ona wita tu nowych dość ostro, a mi jak na razie nic nie zrobiła, no właśnie jak na razie. Trochę to dziwne, bo z tego co mi Joy, opowiadała, po drodze do szkoły, to Patricia jest wredna, złośliwa, oschła i nienawidzi nowych, a teraz jakoś mi pomogła i w ogóle tak jakoś. Może to przez to, że jestem jej sąsiadem i chce mi pomóc, chodź wątpię w to. Może po prostu jej się spytać czemu mi pomaga?! Tak! To najlepszy pomysł.
-Czemu mi pomogłaś?! - Zapytałem cicho.
-Bo nie chcę, żebyś wyszedł na debila. - Powiedziała.
-Z tego co mi mówiła Joy, to właśnie chcesz, zrobić z nowego Debila?! - Powiedziałem patrząc na nią.
-Taaa... Ale .. - Zaczęła.
-No, ale...?!
-Ale, nie z ciebie.
-Och! Czuję się zaszczycony, Gaduło. - Powiedziałem.
-Że jak mnie nazwałeś?! - Prawie, że krzyknęła.
-Gaduła?! Wiesz, strasznie dużo gadasz, dziś rano to ci się buzia nie zamykała. - Powiedziałem z wielkim uśmiechem. - No, ale nie zbaczajmy z tematu?! Czemu mi pomogłaś?!
-Po 1. Nigdy więcej tak na mnie nie mów Skunksie. Po 2. Pomogłam ci, żebyś pierwszego dnia nie wyszedł na Debila. I teraz wiem, że popełniłam błąd. - Krzyknęła.
-Panno Williamson proszę o spokój. - Podniósł głos, nauczyciel, który właśnie wchodził do klasy, gdy na niego spojrzałem to już wiedziałem, że to właśnie ON to MÓJ OJCIEC!
-Też się za panem stęskniłam. - Powiedziała Patricia, ze sztucznym uśmiechem.
-No, nic. Witam was w nowym roku szkolnym. Jak już widzicie, doszedł do naszej szkoły jeden nowy uczeń. - Powiedział.
-Zajebiście. - Powiedziałem cicho i usłyszałem cichy śmiech Patrici.
-Jest To Eddison Miller z Ameryki, mam nadzieję, że go miło przywitacie. - Powiedział, a wszyscy zaczęli bić brawo.
-Tak na przyszłość, proszę pana. To jestem Eddie. - Powiedziałem, a Jerom, Alfie i Patricia się zaśmiali.
-Proszę zapisać temat. "Lekcja organizacyjna. Zapoznanie się z regulaminem szkoły i regulaminem pracowni Chemicznej." - Powiedział, jakby nie słyszał mojej uwagi, a wszyscy zaczęli pisać, temat. A po chwili Sweet zaczął czytać nam regulamin i mówić o wszystkim co niby jest ważne.

 ~*~*~
Gdy skończyły się lekcję, to każdy się spakował i zaczął powoli wracać do domu. Szedłem sam, gdy nagle ktoś do mnie dobiegł, była to Joy, stanęła koło mnie i szeroko się uśmiechnęła.
-Hej! I jak pierwszy dzień w szkole?! - Zapytała.
-Hej. No wiesz, nie jest źle. - Powiedziałem.
-A co ktoś dał ci w kość?! - Zapytała.
-No wiesz, Gadułą nie jest za miła. - Powiedziałem, i lekko się zaśmiałem.
-Gaduła?! - Zapytała ze zdziwieniem.
-Patricia. - Powiedziałem, a ta się lekko uśmiechnęła.
-Dobra, to chodź na obiad. - Powiedziała i przyśpieszyliśmy kroku. Po 10min. byliśmy w domu, Joy rzuciła torbę na krzesło stojące w holu, a raczej fotel i poszła do jadalni. Ja jednak poszedłem do pokoju, odłożyłem torbę i przebrałem się, a gdy byłem gotowy to poszedłem na obiad. Gdy wszedłem do Jadalni to wszędzie latało, jedzenie. Alffie i Jerom przeciwko Gadule.
-No bez jaj, ja jestem głodny. - Powiedziałem i podszedłem do Gaduły, koło której stała miska z spaghetti. Gdy byłem już koło niej i miałem zamiar zjeść trochę spaghetti to dostałem ciastem w twarz.
-Uuuuu.. - Zaczęli buczeć Alffie i Jerom.
-Zabiję. - Powiedziałem i rzuciłem tym spaghetti w nich, a wtedy oni ucichli, a Gaduła zaczęła się śmiać. A po chwili znów zaczęliśmy się rzucać jedzeniem. Ja i Gaduła kontra Alffie i Jerom. Zabawa trwałą by dłużej, gdyby nie to, że do jadalni wszedł Victor.
-Dość! Do szeregu! - Krzyknął, a my stanęliśmy przed nim.
-Kto to zaczął?! - Zapytał.
-To oni. - Powiedziałem równo z Patricią wskazując na Alffiego i Jeroma, ale ich już nie było.
-Oboje kara, codziennie roboty domowe, aż do odwołania. - Krzyknął.
-No chyba to są jakieś jaja.  - Powiedziałem.
-A zaczniecie od tego, ze tu posprzątacie. - Powiedział i wyszedł z jadalni.
-To są jakieś jaja, w jakim domu, uczniowie sprzątają?! - Powiedziałem.
-W tym domu. Przyzwyczaisz się, a jeśli będziesz się kolegował z Alffiem i Jeromem to będziesz miał tak codziennie. - Powiedziała.
-No i chyba z tobą też. - Powiedziałem.
-HA! HA! - Zaczęła mnie przedrzeźniać i poszła do kuchni.

P.S. - Dziś taki krótki i bez sensu, ale liczę na komy, więcej niż ostatnio mini 4komy.

Gaduła;*



poniedziałek, 13 października 2014

Rozdział 2

Eddie;
Leżę na swoim łóżku i dalej nie mogę w to uwierzyć, nie mogę uwierzyć w to, że ONA tu jest. Gdy ją złapałem, wziąłem na ręce i popatrzyłem jej w oczy to zobaczyłem w nich taki piękny błysk, a potem przed oczyma zobaczyłem, nasze pierwsze spotkanie.

" Od kilku dni byłem w nowym kraju, nowej miejscowości i nowym domu. Nikogo nie znałem, bo nawet nie wychodziłem z domu, nie znałem tu nikogo, więc nie ukazywałem się nikomu na oczy. Tego dnia wiał porywisty wiatr, drzewa kołysały się z jednego do drugiego boku. Było tylko słychać gwizdy wiatru i co jakiś czas moją mamę, która krzątała się po kuchni. Siedziałem w salonie na kanapie i oglądając telewizję, rozmyślałem o mojej nowej szkole, gdy nagle telewizor zgasł, tak samo jak światła.
-Oj, chyba korki poszły. - Zawołała, moja mama. 
-Może... - Wymruczałem.
-Eddie, idź do sąsiadów obok i się zapytaj czy mają prąd. - Powiedziała mama, a ja tylko zrobiłem na nią krzywą minę.
-Nie ma mowy, ja się stąd nie ruszam.- Powiedziałem.
-Eddie, no już się nie obrażaj, dobrze wiesz, że musieliśmy się przeprowadzić, a teraz nie marudź, tylko ubierz się i leć do sąsiadów i zapytaj się o prąd. - Powiedziała.  Ja już zrezygnowany zszedłem z kanapy zarzuciłem na siebie skórę i wyszedłem z domu. Poszedłem do pierwszego lepszego domu, czyli do domu po naszej prawej stronie, był dość duży, lekko żółtawy z jasno czerwonym dachem. Powoli otworzyłem furtkę i wszedłem na podwórko, a po chwili stałem przed dużymi brązowymi drzwiami. Lekko zapukałem w drzwi i zacząłem czekać, aż ktoś mi otworzy, słyszałem jak ktoś zbiega po schodach, więc stałem i patrzyłem na wycieraczkę pod moimi nogami. 
-Czego?! - Usłyszałem szorstkie pytanie. Powoli podniosłem głowę i wtedy zobaczyłem przepiękną dziewczynę, miała czarne lekko kręcone włosy, które opadały na skórzaną kurtkę z ćwiekami. Pod kurtką miała czarną bluzkę, a także miała czarne spodnie, i buty na małym koturnie, a do tego wszystkiego miała dobrze dobraną biżuterię. 
Powoli spojrzałem w jej oczy, w jej zielone oczy, który pięknie błyszczały i przyglądały mi się z ciekawością.
 -Czego chcesz?! - Powtórzyła z szorstkością jak na początku.
-Ymmm... Ja, bo ... Ja mieszkam obok ... i chciałem się zapytać, czy jest u was prąd, bo u mnie nie ma. - Wyjąkałem po chwili.
 -Mieszkasz obok?! Przecież nikt tu nie mieszka od dawna?! - Zapytała ze zdziwieniem.
-Wprowadziłem się nie dawno. A tak w ogóle to jestem Eddie! - Powiedziałem i podałem jej rękę. 
-Patricia. - Powiedziała i podała mi rękę - Tak u nas też nie ma prądu, wysiadł pewnie na całej ulicy. - Powiedziała, rozglądając się.
-Aha, Dzięki.
-Spoko. - Odpowiedziała obojętnie. - Narka - Powiedziała szybko i zamknęła drzwi.
-Narka. - Powiedziałem i już więcej jej nie zobaczyłem"
 

No właśnie, już więcej jej nie zobaczyłem, aż do dziś, do dziś, gdy przyjechałem do tej głupiej szkoły mojego starszego. Gdy ją zobaczyłem to znów zaniemówiłem, jak i przy naszym pierwszym spotkaniu, nie sądziłem, że w takiej szkole, jak ta! Spotkam tak cudowną dziewczynę jak Patricia, może i ten rok nie będzie taki najgorszy, tylko gdyby nie to, że mój starszy jest dyrkiem. Zresztą o czym ja myślę, przecież ona nawet nie pamiętała mnie na początku, ona nawet mnie nie zna. Ma tu wielu przyjaciół i ma pewnie chłopaka, a ze mną nigdy się nie zaprzyjaźni, ani nic, bo przecież jestem synem dyrka, a z takimi jak ja to nikt nie chce się przyjaźnić.
-Siemka. - Powiedział niski brunet, wchodzący do pokoju, był to (jak dobrze pamiętam) Fabian. To właśnie z nim dzielę, pokój. Z tego co dowiedziałem się od Joy, to podobno to kujon, raczej nie zaprzyjaźnię się z nim, ale w jego połówce pokoju wyszukałem wzrokiem gitarę, czyli już mamy coś wspólnego.
-Siemka. - Odpowiedziałem. Fabian siadł na łóżku i wziął do ręki gitarę.
-Nie będzie ci przeszkadzało jak trochę sobie pobrzdąkam?! - Zapytał.
-Nie, no spoko, to twój pokój, rób co chcesz! - Powiedziałem.
-Nie mój, a nasz, wiec się pytam. - Powiedział i zaczął grać na gitarze, no raczej brzdąkać, chyba od nie dawna gra na gitarze, bo nie za bardzo mu to wychodzi.
-Od kiedy grasz?! - Zapytałem.
-Od 2 lat, ale nie za bardzo mi to wychodzi. - Powiedział i odłożył gitarę, a zaczął ścielić łóżko.
-A ty co tak wcześnie spać?! - Zapytałem.
-Za chwilę, szpilka, lepiej już iść spać. - Powiedział.
-Szpilka?! - Zapytałem, ze śmiechem w głosie.
-Za chwile sam się przekonasz. - Powiedział i wyszedł z pokoju do łazienki, a ja wróciłem myślami do pewnej dziewczyny, o której nie mogłem zapomnieć, chociaż wiele razy próbowałem.
Po 10-20 min, Fabian wrócił do pokoju i położył się do łóżka, a ja poszedłem do łazienki się przebrać i umyć.
Gdy byłem gotowy do spania, to wróciłem do pokoju i położyłem się do łóżka, a po chwili usłyszałem głos Victora.
-Wybiła dziesiąta, macie pięć minut, a potem chcę usłyszeć, jak upada ta szpilka.  - Krzyknął.
-No, chyba to są jakieś jaja?! - Powiedziałem.
-Spoko, po jakimś czasie się przyzwyczaisz. - Powiedział Fabian i zgasił lampkę koło swojego łóżka, a ja zrobiłem to samo i położyłem się spać, a śniłem o dziewczynie, i o jej pięknych zielonych oczach.

~*~*~

Rano obudził mnie Fabian, mówiący, że czas do szkoły, powoli podniosłem głowę i rozejrzałem się po pokoju. Fabian był już spakowany i ubrany w ten głupi mundurek. Ja tylko powoli wstałem, przejechałem ręką po moich pięknych włosach, a po chwili podszedłem do szafy i wyjąłem mundurek. Wziąłem go do ręki i poszedłem do łazienki, tam szybko się umyłem i przebrałem, a gdy byłem gotowy to wróciłem do pokoju, szybko spakowałem książki do mojej torby i zawiązałem krawat. A gdy byłem już w 100% gotowy, to jeszcze przejechałem po moich włosach ręką i się szeroko uśmiechnąłem.
Powoli zbliżałem się do jadalni,nie wiedziałem jak to będzie, pierwszego dnia, szczerze to trochę się bałem, wczoraj to jedynie Joy mnie miło przyjęła, reszta miała to daleko gdzieś czy tu jestem czy mnie nie ma. Gdy stanąłem w progu to wszystkie rozmowy umilkły, a twarze zwróciły się ku mnie.
-Siemka. - Powiedziałem i lekko się uśmiechnąłem, a każdy odpowiedział mi "Cześć" i wrócił do wcześniejszych rozmów. Ja zająłem miejsce pomiędzy Joy, a chyba Marą. Jeszcze nie za bardzo pamiętam ich imiona. Siedziałem cicho i jadłem naleśniki, które były przepyszne, nikt tak na prawdę nie zwracał na mnie uwagi, tylko co jakiś czas czułem, że Joy na nie zerka i się do mnie uśmiecha, jednak ja cały czas spoglądałem na Patricię, która była zajęta rozmową z Alfiem. Strasznie dużo mówi i w ogóle nie przestaje gadać, tylko cały czas nawija do Alfiego, a on tylko przytakuje i się śmieje.
-I jak ci się tu podoba?! - Zapytała Joy, a wszyscy się na mnie popatrzyli.
-No, wiesz, fajnie. Tylko nadal nie czaję Victora i jego szpilki.  - Powiedziałem, a wszyscy się zaśmiali, a zwłaszcza Patricia, ma bardzo ładny uśmiech.
-Wiesz, to jego tradycja, nie było nocy,  by nie wypowiedział swojego wierszyka. - Powiedziała Patricia.
-Aha, spoko. - Powiedziałem.
-Przyzwyczaisz się. - Powiedziała i wstała od stołu, jeszcze tylko się do mnie uśmiechnęła i wyszła z jadalni. 
-Gratulacje Stary!  - Krzyknął Jerom?! I zaczął bić brawo.
-Co?! - Zapytałem zdezorientowany.
-No, wiesz, zazwyczaj w pierwszym dniu nowego Patricia, oblewa go piciem, lub rzuca w niego jedzeniem, a w twoim przypadku to się nie wydarzyło. - Powiedział Jerom.
-Jeszcze wszytko przed nim. - Odezwał się Alfie i wstał od stołu, a zaraz po nim wszyscy zaczęli się rozchodzić, zostałem tylko ja i Joy.
-Chodź może pójdziemy razem do szkoły?! Bo raczej jeszcze nie wiesz, co gdzie jest?! - Powiedziała.
-No, nie za bardzo. - Powiedziałem i wstaliśmy od stołu, i ruszyliśmy w stronę szkoły.


P.S. - Hejcia;*
Tu Gaduła;* O to już 2 rozdział, mam nadzieję, że wam się spodoba! I mam nadzieję, że trochę więcej będzie komów niż ostatnio, pamiętajcie, że komy motywują.

Gaduła;*

środa, 8 października 2014

Rozdział I

Kiedy dwójka przyjaciół weszła do domu, Alfie od razu rzucił się do salono-jadalni gdzie na stole ,było pełno słodkości. A gdy tylko Williamson również przekroczyła próg pomieszczenia zaczęły się powitania
-Czemu tak długo was nie było? - spytała Amber po serii uścisków
-Bo po drodze musieliśmy wyprawić taki mały pogrzeb... - wytłumaczył jak że sensownie Lewis i na powrót zaczął opychać się babeczkami.
-Co?! Jaki pogrzeb?? - zainteresował się Fabian
-Jak to jaki pogrzeb?! No naszej córeczki przecież! - wykrzyknął ciemnoskóry chłopak, a wszyscy zaczęli patrzeć to na niego, to na mnie.
-Jak to waszej córeczki? - Zapytała blada jak ściana młoda Millington. Trudno określić czy była przerażona nową wiadomością, czy może bardziej złą na rudowłosa i swojego chłopaka za to co jej ,,zrobili'' - A ja głupia dałam ci szansę! I ty Patricio?? Moja niby przyjaciółka?? - wykrzyknęła ze łzami w oczach
-Hej, hej! Spokojnie Ambs...
-Jak mam być spokojna słysząc takie wieści?? - wpadła w słowo rudej
-Amber blondynko ogarnij się!! Temu palantowi chodzi o mrówkę! Jak możesz być taka głupia i myśleć, że ja z nim...  - Williamson wzdrygnęła się na samom myśl o niej i Alfie'm jako o rodzicach... - Jak szliśmy do domu to o mało co nie zgniotłam mrówki, a ten tam pajac wymyślił sobie, że uratuje ją, nazwie i stwierdził, że będzie naszym dzieckiem ale ja ją walnęłam w krzaki i ten skoczył ją ratować, ale było za późno, więc wyprawiliśmy pogrzeb temu robalowi. No i Alfie się na mnie obraził.
-Bo jak mogłaś zabić, naszą piękną córeczkę, mogła mieć taką piękną przyszłość, miała marzenia. A ty?! Ty w jednej sekundzie zabrałaś jej wszystko! - Krzyknął Alfie i zaczął zapychać się babeczkami. A ja myślałam, że zaraz padnę ze śmiechu, jak oni mogli pomyśleć, że ja i to "coś" mogłoby coś takiego zrobić. No błagam, czy oni w ogóle mnie znają?! Po chwili do mnie Alfie podszedł i stanął na przeciwko mnie.
-Nigdy, ale to nigdy ci tego nie wybaczę, rozumiesz! Nigdy! - Krzyknął i mnie popchnął, a ja się potknęłam i upadłam, ale na szczęście ktoś z tyłu mnie szybko złapał na ręce i obrócił mną.

-Hej. - Powiedziałam, gdy wreszcie ten ktoś stanął w miejscu ze mną na rękach.
-Siemka. - Powiedział i się na mnie popatrzył.
-Hmmm... Skąd ja cię znam?! - Zapytałam.
-Od nie dawna jesteśmy sąsiadami. - Powiedział cicho.
-A no tak, Eddie?! Prawda?!
-Tak, a ty to Patricia?! - Powiedział i się do mnie uśmiechnął.
-Super, znacie się już, to może przedstawisz nam swojego przyjaciela?! - Zapytała Joy, podbiegając do nas.
-Tak, ale najpierw niech Eddie mnie odstawi. - Powiedziałam.
-Aaa.. Już! - Powiedział i powoli mnie odstawił i się uśmiechnął.
-No, dzięki. - Powiedziałam.
-Spoko.
-Hej Eddie, jestem Joy - Niska brunetka wyciągnęła rękę do nowo przybyłego uśmiechając się przy tym szeroko. A kiedy już wszyscy przywitali Miller'a weszła Trudy wołając nastolatków na posiłek.
~*~*~
-Patty, co myślisz o nowym? - Spytała Joy kiedy razem z Patricią i Marą były już w pokoju i szykowały się do spania.
-A co mam myśleć? Ze dwa razy go widziałam?
-A myślisz, że była by szansa abyśmy, byli razem? - To pytanie totalnie zatkało Williamson. Czyż by to było możliwe, żeby Joy od tak zrezygnowała z Fabiana? I to dla faceta, którego nawet nie zna? A może ma co do niego inne zamiary...?
-O co ci chodzi?
-No jak to, o co? Pytam się czy mam u niego szanse...
-Nie wierzę! Czyżby Joy odpuściła sobie Fabiana? - Zawołała roześmiana Mara. Teraz nawet Jaffrey ta sytuacja wydała się dość dziwna... W końcu nie od dziś wiadomo, że Rutter wpadł jej w oko. I nawet kiedy dowiedziała się, że zaczął się spotykać z Amerykanką, która przyjechała, gdy Mercer w dość nietypowy sposób opuściła szkołę w poprzednim semestrze.

P.S- Hejcia:* Tu Gaduła;*
Dziękuję wam, za te wszystkie miłe komy, mam nadzieję, że będziecie do nas często wpadać. Ten rozdział był pisany wspólnie, mam nadzieję, że wam się spodoba i że będzie dużo komów, pod nim.

sobota, 4 października 2014

Prolog!

Patricia;
Jechałam właśnie taxi do szkoły, do szkoły, w której tyle się dzieję. W której rok temu tyle się stało, przez jedną nową uczennicę. Właśnie prze - Ninę, przeżyłam w tamtym roku wielką przygodę, która łączyła się z wielkim strachem i stresem. Ta, szkoła była zawsze spokojna, nigdy w niej nic się nie działo, a od kiedy ona jest, to wszystko się zmieniło - Ja się zmieniłam! Już nie jestem tą samą dziewczyną co kiedyś byłam, może i jestem dalej zadziorna i wredna, ale trochę zmiękłam, po tym jak rok temu Rufus mnie porwał, na szczęście, on nie żyję, więc mogę być już spokojna. Mam nadzieję, ze ten rok będzie spokojny i Sibuna nie będzie do niczego potrzebna, chodź nawet fajnie jest czasem, po szpiegować po domu. Ale to też duże ryzyko, bo wiadomo, że Victor jest bardzo czujny. Czuję, że ten rok będzie wyjątkowy, ale nie wiem czemu, ciekawe co się sanie?! Może znowu jakiś kielich, zagadki, czy coś. Ale mam nadzieję, że jeszcze nie dziś, bo dziś chcę tylko wejść do domu i od razu położyć się do łóżka.
Właśnie Taxi, się zatrzymała, a ja powoli z niej wyszłam, a po chwili ujrzałam wielką szkołę, która kiedyś wydawała się najzwyczajniejszą szkołą na świecie, a teraz to szkoła z mnóstwem zagadek jeszcze nie odkrytych.
 Taksówkarz wyjął moją walizkę, a ja mu podziękowałam i zapłaciłam. Było już dość późno, więc to nie było możliwe, żebym kogoś spotkała, po drodze. Szłam powoli, ciągnąc za sobą wielką walizkę. Szłam, aż nagle ktoś mnie złapał za ramię od tyłu, gdy się odwróciłam to zobaczyłam czarnoskórego chłopaka, z wielkim uśmiechem na twarzy.
-Hej Alfie!
-Cześć Trixi! - Krzyknął.
-Co ty tak późno?!
-No, wiesz niestety spóźniłem się na pociąg i musiałem następnym jechać. A ty co tak późno?!
-A tak jakoś wyszło.
-Aha. - Powiedział, a dalej szliśmy w ciszy, aż do chwili. Gdy Alfie zaczął się drzeć, żebym się nie ruszała.
-O co chodzi?! - Zapytałam.
-Nie ruszaj, zaraz rozdepczesz mrówkę. - Powiedział, a ja się uśmiechnęłam.
-Mała strata.
-Nie mów tak! - Krzyknął i wziął mrówkę na rękę, a ta zaczęła wędrować po jego dłoni.
-Dobra, chodź! - Powiedziałam.
-Jak myślisz to dziewczynka czy chłopiec?! - Zapytał.
-Nie wiem.
-Dobra, załóżmy, że to dziewczynka?! Jak ją nazwiemy?!
-Nie wiem.
-Może "Kosmitka" - Zaproponował.
-Świetne imię.
-No, wiem, nasza córeczka jest piękna co nie?!
-Taaa... Czekaj! Co ?! Nasza córeczka?! No chyba sobie jaja robisz?! - Powiedziałam.
-No, co piękna jest i nasza! - Ja tylko zabrałam mrówkę z jego ręki i wyrzuciłam ją w krzaki.
-Nieeeeeeeeeeeeeee...! Zabójczyni! Tak własną córkę! - Powiedział i rzucił się w krzaki i zaczął szukać mrówki, a ja aż zginałam się ze śmiechu.
-Jest! Mam ją! - krzyknął i wyszedł z krzaków. -Ale nie żyje! - Powiedział i zrobił smutną minę.
-Biedna! Idziemy!
-Czekaj, zrobimy jej pogrzeb! - Powiedział i zaczął pod krzakami  kopać dół, a po chwili włożył tam mrówkę, a potem zakrył ją ziemią.
-Uczcijmy ją minutą ciszy. - I staliśmy tam w ciszy przez chwilę, a potem poszliśmy do Anubisa.
Po chwili stanęliśmy przed wielkim, pięknym domem, w którym tyle się wydarzyło.



P.S. - Proszę o komy, tylko takie rozwinięte?! Czy może być?! Co chcecie na tym blogu zobaczyć?! Jakie chcecie Pary?!
Gaduła;*